Świadectwo małżonków

Z Dziełem Duchowej Adopcji zetknęliśmy się, kiedy jeszcze byliśmy narzeczonymi. Wspólnie postanowiliśmy, włączyć się w to dzieło. Moment uroczystego ślubowania, był dla nas wielkim przeżyciem. Niełatwo było jednak, uświadomić sobie, że oto nagle, nie będąc jeszcze małżeństwem, każde z nas, stało się rodzicem jednego, Bogu jedynie wiadomego dziecka. Jednak owoce tej modlitwy dały się odczuć w naszym życiu w sposób namacalny. Codzienna modlitwa w intencji tego dziecka, wzmocniła naszą więź z Bogiem, pozwoliła przezwyciężyć wiele pokus, a przede wszystkim, to co sprawiło nam szczególną radość – dotrwać w czystości do ślubu.

Po zawarciu sakramentu małżeństwa, postanowiliśmy duchowo adoptować kolejne, trzecie dziecko. To zobowiązanie, wspólnie przez nas zrealizowane, jeszcze bardziej nas do siebie zbliżyło, pomogło przetrwać pierwsze kryzysy. Kiedy podjęliśmy, czwartą duchową adopcję, okazało się, że sami oczekujemy na narodziny dziecka. Nasza radość była ogromna. Jednak w trzecim miesiącu ciąży, bardzo źle się czułam. Lekarz poinformował mnie, że jestem chora na różyczkę, połączoną z zapaleniem płuc. Jego zdaniem, ciążę należało, natychmiast usunąć, gdyż zagrażała ona mojemu zdrowiu, a i dziecko najprawdopodobniej urodzi się mocno uszkodzone. 

Jak boleśnie to przeżyliśmy, jedynie Pan Bóg wie, do którego też ze zdwojoną gorliwością, zaczęliśmy się modlić. Nasza ufność i zawierzenie Bogu rosło, w miarę zbliżania się terminu rozwiązania. Ale tego, jaką niespodziankę, przygotował dla nas Dawca Życia, nie byliśmy w stanie przewidzieć. W dniu, kiedy kończyła się nasza czwarta duchowa adopcja, narodził się nam synek – cały, zdrowy i radosny. 

Obecnie ja, jak i nasz czteromiesięczny maluch, cieszymy się zdrowiem i wciąż dziękujemy Bogu, za to, co dla nas uczynił. 


Świadectwo młodego małżeństwa.

 Do Ośrodka Duchowej Adopcji na Jasnej Górze, zgłosiło się młode małżeństwo. W trakcie rozmowy okazało się, że od dwóch tygodni są małżeństwem. Przyjechali na Jasną Górę by podziękować Panu Bogu przez Maryję za to, że się spotkali, że Bóg obdarzył ich wzajemną miłością i połączył ich w sakramencie małżeństwa. Do Ośrodka przyszli, by podjąć duchową adopcję. Ta młoda kobieta opowiedziała następującą historię : „modlitwa duchowej adopcji w mojej rodzinie sprawiła cud. Otóż mój brat, od trzech lat był żonaty. On jak i jego żona bardzo pragnęli dziecka ale niestety nie otrzymywali tego daru. Usłyszeli o duchowej adopcji. Ponieważ bardzo pragnęli być rodzicami, więc ucieszyli się, że będą rodzicami duchowymi. Dokładnie ustalili na czym polega duchowa adopcja i podjęli tę modlitwę – stając się rodzicami duchowymi. W krótkim czasie, po podjęciu tej modlitwy, bratowa znalazła się w stanie błogosławionym. Pod jej sercem, poczęło się ich własne dziecko. Radości, która ich ogarnęła nie da się wyrazić słowami. Oczywiście nie przerwali duchowej adopcji, trwali w niej wiernie i ze zdwojoną gorliwością. W dniu kiedy ukończyli dziewięciomiesięczną modlitwę, urodził się piękny synek i wówczas bratowa i brat powiedzieli „<<dla Boa nie ma rzeczy niemożliwych>>.

 

Świadectwo animatorki duchowej adopcji

W trakcie rekolekcji, po wygłoszonych konferencjach zdarza sę, że podchodzą do mikrofonu osoby, które składają świadectwa, dotyczące własnych osobistych przeżyć…Jako przykład, podam jedno zdarzenie. Kilka lat temu, poproszono nas o przeprowadzenie duchowej adopcji w sanktuarium kalwaryjskim. Wielu ludzi podjęło wówczas to wyzwanie. Z czego bardzo się cieszyliśmy. Minął rok, kiedy ponownie pielgrzymowaliśmy do Kalwarii. Wówczas na Górze Ukrzyżowania, podeszła do mnie mama z maleńkim dzieckiem na ręku i zaczęła dzielić się swoim świadectwem: „Proszę pani, to dziecko żyje dzięki duchowej adopcji. W ubiegłym roku, gdy przyjechaliśmy do kalwaryjskiego sanktuarium, ja byłam w stanie błogosławionym. Wówczas nie chcieliśmy przyjąć tego dziecka. Uczestniczyliśmy we Mszy Świętej, podczas której, właśnie pani mówiła o dziecku, jako wielkim darze od Boga. Oboje z mężem mieliśmy wrażenie, że w intencji naszego dziecka, już ktoś codziennie się modli. Nie wyobrażam sobie w tej chwili takiej sytuacji, aby moje łono, miało być grobem dla mojego synka”. Często zdarza się, że po konferencji podchodzą osoby ze strasznym płaczem i pytaniami: dlaczego wcześniej nie wiedzieli o wartości i darze ludzkiego życia. Wiele kobiet, które dopuściły się tzw. aborcji, pragnie krzyczeć „nie czyńcie tego”.

 

 Świadectwo kobiety po aborcji

Jestem ósmym dzieckiem z dziesięciorga w rodzinie, z której się wywodzę. Moje małżeństwo rozpadło się 17 lat temu, z powodu nadużywania alkoholu przez mojego męża. Dziś wiem, że nie alkohol był przyczyną rozpadu małżeństwa, lecz zanik funkcji sumienia, wyrażający się zerwaniem więzi uczuciowej z mężem, z powodu zabicia poczętego dziecka.

O syndromie postaborcyjnym, jego objawach i skutkach, dowiedziałam się w czasie rekolekcji formacyjno-szkoleniowych dla animatorów duchowej adopcji na Jasnej Górze. Gdy informacje te porównałam z moimi osobistymi doświadczeniami, przekonałam się, że są identyczne z tym, co sama przeżyłam. Uświadomiłam sobie ponadto, że stan bezładu sumienia, spowodowany aborcją, jakiemu uległam, również obecnie w Polsce, jest udziałem setek tysięcy osób uzależnionych, a jego tragiczne konsekwencje są nieobliczalne.

Dzieciobójstwo uczyniło ze mnie człowieka niezdolnego do miłości i do jakichkolwiek ludzkich uczuć. Nie potrafiłam płakać. Nie byłam zdolna reagować na ból ani na zło, nawet w najtragiczniejszych chwilach mego życia (nieszczęścia rodzinne, choroby dzieci, śmierć bliskich osób). Otępiałam…

Wynajdywałam argumenty, odrzucające moją odpowiedzialność i winę za ten czyn. Stawałam się coraz bardziej zatwardziała w grzechu. Zło wtargnęło do mego wnętrza. Oddaliłam się od Pana Boga.

Po rozwodzie, gdy zostałam sama z dwoma dorosłymi synami, nie potrafiłam sprostać moim obowiązkom rodzicielskim. Miałam problemy wychowawcze. Synowie popadli w alkoholizm. W tym stanie wewnętrznej rozterki i zatracenia, Bóg dotknął mnie Łaską Swego Miłosierdzia – skruchą i głębokim żalem. Za pośrednictwem Maryi Niepokalanej, zbliżyłam się do Boga. Moje życie zaczynało się powoli zmieniać. Zaczęłam odzyskiwać zdolność płaczu. Prosiłam o przebaczenie i by Dobry Bóg zrobił coś z tą moją resztą – z tymi strzępami nieudanego życia.

Cała zawierzyłam się Jezusowi i Jego Matce. Przypadkowo uczestniczyłam we Mszy Świętej uzdrowieniowej braci z Odnowy w Duchu Świętym. Celebrans powiedział, żeby każdy podjął w swym sercu jakieś postanowienie zadośćuczynienia za popełniony w swym życiu grzech. Przebiegłam myślami wszystkie moje grzechy i zranienia duszy : W rozważaniach tych wybijało się nieustannie jedno postanowienie:

„Za każdą matkę w stanie błogosławionym, którą kiedykolwiek spotkałam na mej drodze, odmówię Zdrowaś Maryjo, w intencji jej szczęśliwego macierzyństwa i urodzenia zdrowego dziecka”.

Chwilami zastanawiałam się, czy jest sens modlić się za jakieś obce i nieznane, poczęte dziecko. Czy jest w tym jakiś sens ? Po rozważeniu uznałam to jednak za zupełnie słuszne. Zatem, to co postanowiłam – wypełniłam. Wypełniałam skrupulatnie przez dwa lata.

O tym, że modlitwa za nieznane, poczęte dziecko jest prawdziwym Bożym Natchnieniem, przekonałam się w 1995 roku na Jasnej Górze. W Kaplicy Cudownego Obrazu Matki Bożej, uczestniczyłam we Mszy Świętej, w czasie której lud Boży składał przyrzeczenie Duchowej Adopcji nieznanego, poczętego dziecka. Wtedy też, po raz pierwszy usłyszałam o takim apostolstwie – Duchowej Adopcji.

Wyjeżdżając z Częstochowy, trzymałam w ręku książeczkę – instrukcję dla animatorów Duchowej Adopcji. Chciałam właściwie tylko przyjąć w duchową adopcję nieznane, poczęte dziecko, a nie podejmować się obowiązków animacji. Wydawało mi się to zbyt trudne. Ale tak się złożyło, że zaczęłam zapraszać i namawiać inne osoby do podejmowania Duchowej Adopcji. W wyniku tego uczynku, odczułam wyraźne natchnienie i zachętę, płynącą od Matki Bożej, bym się zaangażowała w posługę animacji.

Bóg w swej niezmierzonej dobroci, zaczął stawiać na mojej drodze drogowskazy miłości i bezinteresownej ofiarności, których wskaźnikami byli ludzie, wydarzenia i natchnienia.

Przyrzeczenia Duchowej Adopcji w mojej parafii po raz pierwszy przygotowałam i obsłużyłam 8 grudnia 1995 roku. Doznałam wielkiej ulgi. Rozpierała mnie radość i szczęście. Odnalazłam cel mego dalszego życia. Dziękowałam Matce Najświętszej, za łaskę opieki i odnalezienia tej drogi.

Odkąd dobrowolnie weszłam na moją ścieżkę miłości miłosiernej, praktykując i pielęgnując Duchową Adopcję, Bóg obdarował mnie i moją rodzinę szczególnymi łaskami: obydwaj synowie wyleczyli się z nałogu pijaństwa, mąż mój podjął próbę abstynencji od alkoholu, a ja modlę się za moje przybrane dzieci i odczuwam wielką ulgę zadośćuczynienia.

 

Świadectwo pewnej kobiety

W 2005r. do Ośrodka Duchowej Adopcji na Jasnej Górze zgłosiła się starsza Pani i złożyła takie wyznanie – świadectwo : „Jestem wdową. Trzy miesiące temu zmarł mój mąż. Byliśmy bezdzietnym małżeństwem. Kiedy mąż umierał, wypowiadał takie słowa << „Ile tu dzieci, skąd te dzieci”>> Kilka razy powtórzył te słowa i zmarł. Początkowo nie zastanawiałam się nad słowami wypowiadanymi przez umierającego męża ale po jakimś czasie, zaczęłam myśleć, dlaczego właśnie takie słowa wypowiadał. Podkreślam, że to były jego ostatnie słowa wypowiadane na ziemi przed śmiercią. I pewnego dnia zrozumiałam. Mój mąż przez wiele lat modlił się za dzieci poczęte, których życie było zagrożone zabiciem w łonie matki. Trwał w duchowej adopcji. Ja do tego podchodziłam sceptycznie, nie wierzyłam w sens tej modlitwy. Dzisiaj myślę inaczej i jestem tu po to, aby podjąć modlitwę duchowej adopcji, bo ta modlitwa ma wielki sens – ratuje dziecko. Myślę, że do męża w chwili jego śmierci przyszły dzieci, które zostały zabite w wyniku aborcji. Tak to rozumiem”.

 

List nadesłany do Ośrodka Duchowej Adopcji przez siostrę klauzurową

Piszę, ponieważ chciałam podzielić się pewnymi zdarzeniami, które wydaje mi się, miały związek z duchową adopcją, a są dla mnie znakiem działania Bożego.

Pierwsze dzieciątko adoptowałam w 2000 roku, gdy znalazłam przypadkiem ulotkę w kościele… Po adoptowaniu trzeciego dziecka, pomyślałam, że to chyba już wystarczy…, zdaje się, że miałam ze dwa lata przerwy, do momentu, gdy przyśniły mi się dzieci nienarodzone. Były one w postaci niemowląt, w cierpieniu i płaczu, i było ich tak wiele, jakbym miała przed sobą morze tych dzieci. Ktoś mi we śnie tłumaczył, że to były dzieci niechciane i niekochane… Obudziłam się z powodu tego płaczu, sama w jakimś lamencie serca.

A że sen był bardzo żywy, więc pomyślałam, choć w sny nie wierze, że może trzeba adoptować dzieciątko, to przecież nie szkodzi. I tak uczyniłam.

A ponieważ, tak się jakoś przejęłam tymi dziećmi, że niektórym osobom opowiadałam co mi się przyśniło, z myślą, że może kogoś też zachęcę do adopcji.

Przyjechała też do mnie Rodzina w odwiedziny i im ten opowiedziałam. Widziałam ich przejęcie w oczach, a chwilę wcześniej mój Tata wręczył mi list, z prośbą żebym go przeczytała kiedy pojadą.

Rozmawialiśmy też o rodzinie, dzieciach i powiedziałam to, co nosiłam jakoś w sercu, że bardzo bym chciała żeby nas była piątka dzieci w sumie, żeby jeszcze był ktoś jeden.

Gdy rodzina pojechała, przeczytałam ten list, w którym Tata wyznał, bo miał taką wewnętrzną potrzebę, że jeszcze przed ślubem, zabili swoje pierwsze dziecko. To były pierwsze miesiące, więc wystarczyły jakieś zastrzyki. Zostali namówieni przez rodziców Taty, starszą siostrę, która mówiła – „bo co ludzie powiedzą i że są jeszcze za młodzi”. Mama miała 17 lat. Tata pisał, że jako rodzice do dziś bardzo tego żałują, że to była największa głupota…

Potem Tata napisał jeszcze jeden list, ponieważ był pod wrażeniem tego snu, bo właśnie w tamte noce mocował się z sobą, czy mi o tym napisać. Okazało się też, że jego rodzice i ta siostra, też zamordowali swe dzieci, a ta siostra namówiła jeszcze dwie swoje synowe, jedna z nich nie może mieć w ogóle przez to dzieci.

To co Tata napisał, wyznał, było ważne, ale ja nie wyczułam w liście Łaski sakramentu spowiedzi – doznania przebaczenia od Boga.

I rzeczywiście, okazało się, że Tata nigdy się z tego nie spowiadał i tak przez ponad 30 lat w takim stanie przyjmował sakramenty, w tym sakrament małżeństwa. A myśmy się nie mogli w domu nadziwić, jak to jest, że on przyjmuje sakramenty, modli się, a jest tak trudnym człowiekiem, nie do życia…

I wysłałam Tatę do spowiedzi z tym grzechem zatajonym. Mama od razu się wyspowiadała i później jeszcze miała 2 spowiedzi generalne.

Tata się zmienia od tamtego czasu, świadomie przygotowuje się do sakramentów, modli się, dużo myśli o Bogu, uporządkowaniu przeszłość, tylko wiem, że w tym wieku – prawie 60-tka, to już trudno zmienić charakter…

Tata też adoptował dwoje dzieci – w swym przejęciu – dwoje naraz, choć tłumaczyłam mu, że można tylko jedno…

Sprawa ta, pozwala mi lepiej poznać Boże działanie, Jego Miłosierdzie, to jak On szuka zagubionych owieczek, jak leczy poranione… tyle lat…

I jeszcze jedna sprawa.

Moja starsza siostra – Iwonka, od 18- go roku życia, ciągle jeździła po lekarzach z powodu jakichś nieokreślonych zaburzeń hormonalnych, mówiono jej, że najprawdopodobniej, nigdy nie będzie miała dziecka. Tata napisał mi, że razem z Mamą, obwiniają się o to, że może to kara Boża, wyjaśniłam, że na pewno nie…

A gdy adoptowałam 6-ste dzieciątko, nagle przyszła mi myśl, że Iwonka moja siostra (ma 33 lata, kilka lat mężatką) pocznie swoje dzieciątko, bo Bóg jest hojniejszy od człowieka. I rzeczywiście, trzy tygodnie później zatelefonowała, że zostałam ciocią. Marysia urodziła się 7 maja b. r.

Ogromna radość, pierwsza wnuczka, rodzice zostali dziadkami.

Chciałam Wam o tym napisać, bo miałam takie pragnienie, by się z kimś tym podzielić, a nie bardzo mogę o tym z innymi rozmawiać – jestem zakonnicą klauzurową.

Mam radość, że mam jeszcze kogoś – zawsze czułam, że brakuje mi jeszcze jednego brata, więc mam Braciszka. I choć nie mogłam Go nigdy poznać, wiem, że modli się za nas, że przebaczył rodzicom, że jest jakoś z nami obecny. Wierzę, że jest w Niebie, bo cóż on winien, a jeśli przebaczył taką krzywdę…, to czyż nie jest Święty…

„ Wszystko co istnieje, jest zawarte we wnętrznościach Mego Miłosierdzia głębiej, niż dziecko w łonie (sercu) matki” – Jezus – z Dzienniczka s. Faustyny.

 Z wdzięcznością za Waszą pracę

siostra Anna

 

 

Świadectwo młodej dziewczyny

Swoją pierwszą Duchową Adopcję podjęłam w czasie rekolekcji oazowych, dnia 30 lipca 2006r. Nie spodziewałam się, że ta modlitwa zdziała tyle dobra. Codzienne w drodze do szkoły odmawiałam dziesiątkę różańca i rozmyślałam w świetle tajemnic, co dzisiaj przyniesie mi dzień. Pewnego dnia spotkałam swoją koleżankę z podstawówki. Okazało się, jest w ciąży. Nie mogłam w to uwierzyć. 17-letnia dziewczyna w ciąży! Rozmawiałyśmy przez chwilę nie poruszając tematu ciąży. Kilka tygodni temu spotkałam ją ponownie, była ze swoim małym synkiem i jego ojcem. W trakcie rozmowy okazało się, że to dzieciątko urodziło się w dniu, w którym ja zakończyłam swoją pierwszą Duchową Adopcję. Nie powiedziałam tego koleżance. W głębi duszy wiem, że to nie był przypadek. Tu działał sam Bóg! Cieszę się, że jestem mamusią duchową tego dzieciątka. Teraz całkowicie wierzę w moc tej modlitwy.

Za kilka dni wybieram się na kolejne rekolekcje oazowe, gdzie mam zamiar dawać świadectwa o mocy tej cudownej modlitwy.

 

 

Świadectwo Agnieszki

 W miesiącu wrześniu 2007 r. do Ośrodka Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego na Jasnej Górze, zgłosiła się młoda dziewczyna i złożyła następujące świadectwo:

„ Parę miesięcy temu, przyjechałam na Jasną Górę – do Matki Bożej, aby szukać pomocy, ratunku dla mojej mamy. Modliłam się w Kaplicy Cudownej Ikony, a następnie przeszłam do Bazyliki i przystąpiłam do spowiedzi. W trakcie spowiedzi wyznałam księdzu, że jestem w tym świętym miejscu, aby ratować moją mamę. Mama liczy obecnie 70 lat. Kiedy była młodą kobietą, dokonała aborcji swojego dziecka. Od jakiegoś czasu bardzo cierpi i fizycznie i duchowo. Wiele razy prosiłam mamę, aby udała się do lekarza. Zawsze była odpowiedź negatywna. Cierpiała ona i cierpiałam ja. W końcu postanowiłam przyjechać na Jasną Górę do Matki wszystkich matek i u Niej szukać pomocy.

Na te moje słowa, wyznane przez łzy – spowiednik powiedział, że na Jasnej Górze jest Ośrodek Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego i że powinnam tam pójść i podjąć modlitwę w obronie dziecka zagrożonego zabiciem w łonie matki – jako ekspiacja za grzech aborcji mojej mamy.

Przyszłam do Ośrodka i podjęłam tę modlitwę, wpisałam się też do Jasnogórskiej Księgi Obrońców Życia.

Osoba tam pracująca powiedziała mi, abym zaufała Panu Bogu, bo dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych. On jest Ojcem Miłości i Miłosierdzia, a każdy człowiek jest Jego umiłowanym dzieckiem.

Wyjeżdżałam z Jasnej Góry z nadzieją w sercu.

Od tamtego czasu minęło kilka miesięcy. Dzisiaj przyjeżdżam ponownie na Jasną Górę z wielkim dziękczynieniem dla Pana Boga, dla Maryi i dla wszystkich, którzy pomogli mi uratować moją mamę. Mama podjęła leczenie, wybaczyła sobie grzech aborcji. Jest osobą pełną nadziei, wiary i miłości.

Pragnę wyznać, że to dobro, które przyszło do mojego domu, do mojej rodziny, zawdzięczam Panu Bogu – przez Jego dzieło Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego. Tak maleńkie Dzieło, na które dziennie potrzeba zaledwie 5 minut, a takie owoce.

Dziękuję Ci Panie Boże, za Twoją nieustanną i bezgraniczną miłość wobec człowieka”.

Agnieszka.

 

 

  Świadectwo rodziny

 W miesiącu grudniu 2006 r. do Ośrodka Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego na Jasnej Górze, zgłosiła się kobieta. Została przysłana przez spowiednika z konfesjonału. Już na wstępnie wyznała, że jest po trzech aborcjach i pięciu próbach samobójczych. Przyjechała na Jasną Górę z rodziną, to jest w mężem i trójką dzieci – dwie córki w wieku 13 i 7 lat oraz syn 10 lat. Powodem przyjazdu do Matki Bożej było to, że – cytuję jej słowa „w domu jest piekło”. Rozmowa była trudna i długa. Zapytałam ją o miejsce Boga w jej rodzinie. Odpowiedź była negatywna. Kobieta podjęła duchową adopcję. Następnie przyprowadziła do Ośrodka całą swoją rodzinę. Wspólnie pomodliliśmy się. Obdarowałam ich różańcami z prośbą, by wspólna modlitwa różańcowa, była codziennie w ich rodzinie.

Umówiłam ich również na spotkanie z egzorcystą jasnogórskim.

Przez prawie rok czasu, nie miałam od nich żadnej wiadomości.

Aż tu – na początku listopada tego roku, w sobotę, do Ośrodka przyszła właśnie ta rodzina rodzice i troje dzieci.

Już na wstępie, zauważyłam ich radosne i pełne pokoju twarze.

I co się okazało.

Otóż, przyjechali na Jasną Górę, do Domu Matki z dziękczynieniem dla Pana Boga i Maryi, dzięki którym, oni i ich życie odmieniło się. Przytaczam ich słowa: „Po powrocie z Jasnej Góry w grudniu 2006 r. było to tuż przed Bożym Narodzeniem, postawiliśmy Pana Boga – na pierwszym miejscu w naszym życiu. On zamieszkał z nami, poprzez codzienną, wspólną modlitwę, niedzielną Eucharystię i obdarowywanie się wzajemnie – miłością, dobrocią, troską.

Obecnie, sporadycznie oglądamy telewizję, a jeżeli już, to wybieramy te programy i takie filmy, które ukazują miłość, prawdę, dobro, piękno. Przedtem, doświadczyliśmy w naszym życiu tyle zła, że teraz pragniemy i wszystko czynimy, aby żyć w otoczeniu dobra.

Jasna Góra jest i pozostanie dla nas, miejscem najdroższym i najważniejszym, bo tutaj, odnalazł nas Bóg”.

 

 

  Świadectwo Bogusławy nadesłane do Ośrodka drogą internetową

Byliśmy dwa lata po ślubie, obydwoje mieliśmy pracę, do szczęścia brakowało nam tylko dziecka. Staraliśmy się od roku i nic.

Zaczęliśmy szukać przyczyny, okazało się, że nie możemy mieć dzieci. Był płacz, wiele zarwanych nocy, zadawanie pytania – dlaczego to nas spotkało. Jednak modliliśmy się codziennie, prosząc Matkę Bożą o pomoc.

W marcu 2006 r. podjęliśmy z mężem duchową adopcję. Chcieliśmy uratować dziecko, niechciane przez swoich rodziców, a którego my tak bardzo pragnęliśmy. Zaczęliśmy szukać pomocy u innych lekarzy, ale diagnoza była ta sama – do naturalnego zapłodnienia nie dojdzie.

Jedynym wyjściem była metoda in vitro – sztucznego zapłodnienia. Zaczęły się roraty, na które codziennie chodziłam, oddając moje małżeństwo opiece Matki Boskiej.

Jedno z kazań, było o problemie bezpłodności, jaka dotyka małżeństwa. Usłyszałam słowa „przecież być rodzicem, można też w inny sposób, tyle dzieci czeka na adopcję”. Dużo rozmawialiśmy na ten temat z mężem, czy będziemy potrafili pokochać czyjeś dziecko? Pełni obaw i pytań, pojechaliśmy w styczniu do lekarza, porozmawiać na temat metody in vitro. Wyszliśmy przerażeni.

Pamiętam moje pierwsze słowa do męża – może nie będziemy mieli dzieci. Jednak cały czas, czułam w sercu, że Matka Boża, nas nie opuści.

Dwa tygodnie później, był termin miesiączki – nie dostałam. Poszliśmy do lekarza, ale badanie nic nie wykazało, najprawdopodobniej, opóźnienie jest wynikiem stresu.

Po tygodniu kolejna wizyta i okazało się, że jestem w czwartym tygodniu ciąży. Nie mogliśmy z mężem opanować łez, łez szczęścia.

Tego samego dnia jeszcze, poszliśmy podziękować Matce Bożej za ten cud i oddać nasze dziecko w jej opiekę.

W kwietniu udaliśmy się do Matemblewa do Matki Bożej Brzemiennej, aby tam podziękować za wielką łaską jaką otrzymaliśmy od Boga oraz modlić się, w intencji dzieci poczętych i rodzin, które nie mogą mieć dzieci, aby wierzyli, że modlitwa czyni cuda.

Dziś jesteśmy szczęśliwymi rodzicami, mamy cudowną córeczkę, którą codziennie powierzamy opiece Matki Bożej.

 

 

Świadectwo Agaty

Przed kilku laty Panu Jezusowi spodobało się spojrzeć na mnie i nawrócić. Poczułam ogromna tęsknotę za Bogiem i pragnienie bycia i życia z Jezusem.

Trafiłam do grupy modlitewnej. W przeciągu kilku lat moje serce coraz bardziej pałało miłością, aż dojrzałam do oddania życia Jezusowi. Bardzo byłam dumna z tego, że zrozumiałam co to znaczy życie Boże i pragnęłam je prowadzić.

Moja odpowiedź była krótka i wydawała się prosta do wykonania. Mówiłam „ bądź wola Twoja” i serce mocniej wtedy biło.

W tym czasie miałam poukładane życie rodzinne i zawodowe. Trzy dorosłe córki bez kłopotów wychowawczych i dobrze płatna praca. Tylko zbyt mało czasu, aby pielęgnować ognisko rodzinne. Ale wtedy nie wiedziałam o tym i nie widziałam niebezpieczeństwa, które

wchodziło do naszej rodziny.

W grupie modlitewnej był dobry zwyczaj odprawiania rekolekcji Ignacjańskich. Przez te rekolekcje, które odprawiałam u Sióstr Zawierzenia, zaczęłam poznawać Pana Boga, Jego miłość. Deklarowałam kolejny raz zgodę na działanie Jezusa w moim życiu i we mnie.

Gdy miałam 40 lat, spotkała mnie wielka niespodzianka, poczęłam dzieciątko.

Zaskoczenie, zdziwienie ale i radość towarzyszyły mi podczas przebiegu czwartego stanu

błogosławionego,chociaż czasem pojawiał się lęk, na myśl o urodzeniu dziecka niepełnosprawnego.

Pan Bóg przyszedł z pomocą. Podczas spowiedzi kapłan wysłuchawszy moich obaw zadeklarował Duchową Adopcję mojego nienarodzonego dziecka, które nosiłam pod sercem.

Było to dla mnie niezrozumiałe, bo nie znałam tego kapłana i nie wiedziałam, że moje dziecko może być tak adoptowane. Poczułam się ważna, zauważona i obdarzona potrzebnymi łaskami. Czułam się jakby ktoś osłaniał mnie płaszczem, przed zagrożeniami mogącymi zaszkodzić mojemu dziecku. Od tej chwili byłam bardzo czujna i na proponowane badania prenatalne lub USG moja odpowiedź brzmiała: „moje dziecko urodzi się bez względu na to jakie jest”. Ale podświadomość podpowiadała, że coś jest nie tak.

Ponieważ dużo modliłam się, czytałam o odczuciach dziecka w łonie matki, moja świadomość na potrzeby dziecka rosła tak, że nie wyobrażałam sobie życia bez mojego maleństwa.

Byłam spokojna, zadowolona, z każdym dniem bardziej gotowa na przyjęcie dziecka.

Bywały chwile niespokojne, gdy w moim otoczeniu pojawiała się osoba niepełnosprawna. W takich chwilach myśli uciekały do Pana Boga z prośbą o zdrowe dziecko.

W takim nastroju, mijały kolejne miesiące i przygotowanie do porodu, który miał się odbyć w domu. Do tego momentu przygotowywałam się, według wskazówek położnej.

Dnia 8 grudnia 2006 r. urodziła się Marzenka, dziecko, które było ukochane od poczęcia, otoczone największą troską, urodzone w domu, w Święto Matki Bożej, w godzinie Miłosierdzia Bożego. Byłam szczęśliwa do czasu, gdy spojrzałam na moje dziecko – Zespół Downa. Moja zgoda na przyjęcie woli Bożej runęła. Nie potrafiłam, nie mogłam zaakceptować mojej córeczki. Nie pasowała do mnie.

Dopiero po kilku miesiącach zrozumiałam , że to ja nie pasuję do niej, bo ona reagowała na mnie jak na swoją najukochańszą mamę.

Rozpoczęła się walka z samą sobą, ale im bardziej walczyłam, tym bardziej pogrążałam się we własnym egoizmie .Nastawiona byłam na własne potrzeby psychiczne, estetyczne i wygodę, nie dostrzegając jak doprowadziłam się do stanu depresyjnego.

Spełniałam tylko potrzeby biologiczne moje i dziecka.

Pewnej niedziel,i z pomocą łaski Bożej, zrozumiałam bezsens mego zachowania. Ubrałam się odświętnie i poszłam na adorację Najświętszego Sakramentu. W ten sposób zaczęło się uzdrawianie mojej duszy. Przez godzinę na kolanach prosiłam Jezusa Chrystusa o litość nade mną. Błagałam o miłość do dziecka, o pokój serca, o zgodę na Jego wolę. Otrzymałam ja, i cała moja rodzina, ogromną miłość do naszego niepełnosprawnego skarbu.

Moja Marzenka – takie ma imię nasz skarb – jest dla mnie „ drogą do nieba”.

Gdyby nie Adopcja Duchowa, nie wiem co byłoby z moją Marzenką.

Składam podziękowania księdzu Januszowi, proboszczowi Parafii św. Ducha w Siedlcach, za otoczenie mojego dziecka modlitwą Duchowej Adopcji.

Więcej o dziele duchowej adopcji
w innych językach: